Tak, Kocioł Jagniątkowski jest dość niedoceniany i oczywiście mniej popularny niż Śnieżne czy Kocioł Małego Stawu. Jest trochę na uboczu, zatem wciąż stanowi swoistą enklawę ciszy i spokoju. Tym bardziej, że pod jego ścianami nie przebiega żaden szlak. Dla mnie jest wyjątkowy jeszcze z innego względu, jako że kiedyś, za "młodych" lat, miałem okazję zdobywać go od podnóża aż po górną krawędź. I choć było to niesamowite przeżycie, to od tamtego czasu na podobne wariactwo już nigdy nie poszedłem. ;) O szczegóły nie pytaj. I tak szczęście, że tamtą wycieczkę przypłaciłem kilkoma siniakami, zadrapaniami i rozdartą koszulą. Mogło być o wiele gorzej.
W tej wiatce przy trzeciej drodze spałem, podczas pięknej czerwcowej nocy 2008 roku. Ech...wspomnienia. :)
Wlazłeś od podnóża do krawędzi??? Rozumiem, że nie Koralową Ścieżką, tylko na przełaj? Łoł. Nie pytam. Bo i tak mam dreszcze. Mnie w zupelności wystarczyło wlezienie w tym roku od dołu do Chatki Pod Śmielcem. I na Borówczane Skały. To Ty mnie w takie maliny wpuszczasz, co w świetle dzisiejszych informacji wcale mnie nie dziwi. :D :D :D Ale bądź pewny, że jestem Ci wdzięczna za tę mobilizację, bo to faktycznie niesamowite przezycia, takie dzikie wejścia.
Tak, tam są takie dwie "rynny". Widać je na tym zdjęciu: https://krainakarkonoszy.pl/obiekty/atrakcje-turystyczne/czarny-kociol-jagniatkowski/attachment/czarny-kociol-jagniatkowski-7/ Uderzyliśmy wtedy z kumplem w tę drugą od lewej, bo pierwsza była zbyt stroma i kamienista. Ale na tej drugiej też było grubo. Dodatkowo z góry strumyczkami lała się woda, a już przy samej górnej krawędzi, wpadliśmy w nieliche kępy mokrych traf i kosodrzewinę. Kijków wtedy nie było, zatem szliśmy momentami mocno "przytuleni" do stoku, ażeby nie zjechać w dół. A dzika roślinność pospołu z głazami powodowała, że niektóre fragmenty trzeba było obchodzić. Niezły hardcore. Teraz oczywiście miło to wspominam, ale już daleki jestem od tak desperackich pomysłów. ;)
No, te rynny i te żebra sa super. Jak Abruzzi na K2. Dzięki za tę opowieść, świetna. Wyobrażam sobie jak się wyłaniacie tam na górze, podarci, ubłoceni i szczęsliwi. :)
te schowanka uwielbiam zawsze myślę wtedy o burzy i bezpiecznym schronieniu:)
OdpowiedzUsuńCzasami to naprawdę zbawienie, zdjąć pelerynę i nadal mieć sucho. ;)
UsuńZnam ta trasę, piękna choć niewygodna.
OdpowiedzUsuńO tak, jest faktycznie niewygodna. Szczególnie dla kolan.
UsuńPięknie! Bardzo tęsknię za górami :(
OdpowiedzUsuńJa też...
UsuńTwn mostek to bajka ❤❤❤
OdpowiedzUsuńTak. :)
UsuńUwielbiam takie miejsca.
UsuńNo to odbyłem fajną wycieczkę.:)
OdpowiedzUsuńTak, Kocioł Jagniątkowski jest dość niedoceniany i oczywiście mniej popularny niż Śnieżne czy Kocioł Małego Stawu. Jest trochę na uboczu, zatem wciąż stanowi swoistą enklawę ciszy i spokoju. Tym bardziej, że pod jego ścianami nie przebiega żaden szlak. Dla mnie jest wyjątkowy jeszcze z innego względu, jako że kiedyś, za "młodych" lat, miałem okazję zdobywać go od podnóża aż po górną krawędź.
I choć było to niesamowite przeżycie, to od tamtego czasu na podobne wariactwo już nigdy nie poszedłem. ;) O szczegóły nie pytaj. I tak szczęście, że tamtą wycieczkę przypłaciłem kilkoma siniakami, zadrapaniami i rozdartą koszulą. Mogło być o wiele gorzej.
W tej wiatce przy trzeciej drodze spałem, podczas pięknej czerwcowej nocy 2008 roku. Ech...wspomnienia. :)
Wlazłeś od podnóża do krawędzi??? Rozumiem, że nie Koralową Ścieżką, tylko na przełaj? Łoł. Nie pytam. Bo i tak mam dreszcze. Mnie w zupelności wystarczyło wlezienie w tym roku od dołu do Chatki Pod Śmielcem. I na Borówczane Skały. To Ty mnie w takie maliny wpuszczasz, co w świetle dzisiejszych informacji wcale mnie nie dziwi. :D :D :D Ale bądź pewny, że jestem Ci wdzięczna za tę mobilizację, bo to faktycznie niesamowite przezycia, takie dzikie wejścia.
UsuńTak, tam są takie dwie "rynny". Widać je na tym zdjęciu:
Usuńhttps://krainakarkonoszy.pl/obiekty/atrakcje-turystyczne/czarny-kociol-jagniatkowski/attachment/czarny-kociol-jagniatkowski-7/
Uderzyliśmy wtedy z kumplem w tę drugą od lewej, bo pierwsza była zbyt stroma i kamienista. Ale na tej drugiej też było grubo. Dodatkowo z góry strumyczkami lała się woda, a już przy samej górnej krawędzi, wpadliśmy w nieliche kępy mokrych traf i kosodrzewinę. Kijków wtedy nie było, zatem szliśmy momentami mocno "przytuleni" do stoku, ażeby nie zjechać w dół. A dzika roślinność pospołu z głazami powodowała, że niektóre fragmenty trzeba było obchodzić. Niezły hardcore. Teraz oczywiście miło to wspominam, ale już daleki jestem od tak desperackich pomysłów. ;)
No, te rynny i te żebra sa super. Jak Abruzzi na K2.
UsuńDzięki za tę opowieść, świetna. Wyobrażam sobie jak się wyłaniacie tam na górze, podarci, ubłoceni i szczęsliwi. :)
Tak było. Czuliśmy się tak, jakbyśmy za nogi samego Rzepióra chwycili. :))
Usuń
OdpowiedzUsuńWhat a beautiful place. xoxo https://beperes.blogspot.com/
:)
UsuńTęsknię za wspinaczką na wzgórze po zobaczeniu tego pięknego widoku. Byłem pod wrażeniem widoku drewna na ścieżce ...
OdpowiedzUsuńI miss those things, too.
UsuńPrzejść przez taki strumień drewna to nie lada wyzwanie. Taka sportowa przechadzka.
OdpowiedzUsuń;)
UsuńJa bym się chętnie wspinała. Szlak wydaje się przyjemny mimo utrudnień. Walory przyrodnicze wynagradzają wszystko.
OdpowiedzUsuńBardzo duzo osób go lubi. :)
Usuń