To Wy sobie teraz oglądajcie zdjęcia zimowych Gór Izerskich, a ja Wam opowiem co mi się przydarzyło (albo raczej : co odwaliłam) na tym właśnie kawałku trasy.
Schodząc w dół pilnie nasłuchiwałam, czy słychać pociąg, czy kursuje, bo bym chętnie wróciła tym transportem po tym przedzieraniu się przez śniegi. Ale nic nie słyszałam. Uznałam zatem, że chyba pociąg w zimie nie kursuje i stwierdziłam, że trudno, wrócę na nogach drogą przy torach.
Doszłam do jakiegoś skrzyżowania i zaczęłam się głęboko zastanawiać, czy to już jest ta droga, w która mam skręcać. Bo zimą to jednak wszystko wygląda inaczej... Przede mną chyba ten samy dylemat miała dwójka narciarzy biegowych, bo stali i rozmyślali. Skręcili w tę drogę, więc uznałam, że dobrze myślę, że to właściwa droga i dalej za nimi.
Idę, idę, idę.... i nagle tak jakoś coś mi się nie podoba, że jakieś znaki stoją przy tej drodze. I to dziwne znaki.
Domyślacie się, gdzie weszłam razem z tymi biegaczami?
NA TORY.
Były tak zasypane, że wyglądały jak droga.
No, myślę sobie, ale przynajmniej jestem pewna, że jednak pociągi nie jeżdżą.
Idę, idę, idę (bo co mam zrobić), żeby dojść do miejsca, gdzie ta droga, która miałam iść przecina tory, z zamiarem wejścia wtedy na nią. Bo jednak tak głupio trochę po torach iść.
I wtedy...
Z tyłu....
Słyszę dziwny odgłos...
Oglądam się...
A zza zakrętu wytacza się pociąg.
Zdążyłam tylko wykonać skok do rowu obok torów. Do buta nalało mi się trochę wody (była na dnie), w śnieg wpadłam prawie po pas, pociąg mnie obtrąbił na maksa, a ja w momencie byłam cała mokra też ze strachu.
Jak się wygrzebywałam z tego rowu, to słyszałam jak znów pociąg strasznie trąbi, domyśliłam się, że na tych biegaczy...
Wylazłam na tory i prawie biegiem ruszyłam do przodu, żeby jak najszybciej zejść z tych torów!!!
Udało się, znalazłam właściwą drogę (widzicie ja na ostatnim zdjęciu) i ruszyłam czym prędzej do domu.
To było przeżycie, którego nikomu nie życzę!!!
Powiem szczerze, że czytając miałam przeczucie, że jednak ten pociąg Ciebie zaskoczy i pojedzie ale nie tak miało to wyglądać w mojej wyobraźni.
OdpowiedzUsuńTo co przeczytałam najpierw mnie zmroziło ale potem też zrobiło mi się gorąco z emocji.
Nie dziwię się, że ta przygoda zapadła w pamięci. Solidna porcja adrenaliny!!!
A las wygląda uroczo:)
Pozdrawiam:)
Oj tak, adrenalinę miałam zamiast krwi ;p
UsuńLa penúltima foto es mi favorita. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńGracias :)
UsuńSzok, sama chyba bym się rozpuściła z nerwów na twoim miejscu. Sama nie miałam takiej przygody z pociągiem, kiedyś tylko miałam a w zasadzie miałabym, bliskie spotkanie z tramwajem. Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńTramwaje też są groźne!
UsuńOh wow, what an intense experience! It’s crazy how easily things can look different in winter, especially with everything covered in snow. I can only imagine the panic you felt when you realized you were walking on the tracks, with a train coming your way. It’s good that you were quick enough to jump into the ditch, but what a scary moment! I’m sure you’ll be a lot more cautious about snowy paths and trains next time! Glad you made it out okay—what an adventure to remember!
OdpowiedzUsuńOh yes, I will remember it for ever!
Usuń