piątek, 12 stycznia 2018

Idziemy w Izery! (6)


Po dość długiej wędrówce dotarłam (mocno mokra mimo peleryny itd) do Kamienia Zofii.


Na Łączniku jest skrzyżowanie kilku szlaków i, na szczęście, daszek z ławkami dla turystów. Mogłam zdjąć pelerynę i zjeść coś. Na stojąco, bo ławki były mokre - dach przeciekał. ;)
Pod tym samym daszkiem schował się pan z psem marki York. Psina najwyraźniej uważała mnie w tej pelerynie za stworzenie nie z tej ziemi, bo tak szczekała, że chyba w Pradze było słychać. Jak zdjęłam pelerynę, to przestała.  ;)
Z góry zeszło troje turystów, którzy byli ubłoceni po kolana i stanowczo odradzili mi pójście na skróty. Ruszyłam więc ponownie drogą okrężną. Miałam już trochę wszystkiego wyżej uszu, zwłaszcza deszczu, kiedy wyszłam zza zakrętu i zobaczyłam ten oto piękny widok na drugą stronę Gór Izerskich. Od razu mi się polepszyło. ;)


I na dodatek przestało padać!!!
A po niedługiej chwili zza zakrętu wynurzyło się schronisko na Stogu Izerskim.


A więc kolejny etap wędrówki zakończony - tu miałam nocować.


10 komentarzy:

  1. Podziwiam Cię za upór...dla mnie, mieszczucha, taka wędrówka w deszczu i błocie...nieeee;)))
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niby też mieszczuch, ale chyba trochę oszukany. ;)
      Najbardziej ni lubię jednak błota. Idąc przez torfowiska w czasie deszczu zawsze mam wrażenie, że zaraz normalnie mnie wciągnie i będzie bul bul bul tonę. :/ A to przecież niemożliwe, nie na ścieżce!

      Usuń
  2. Schronisko, a właściwie jego okolice są cudne, lubię taką naturę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Schronisko też nie jest złe. Ale na razie nic więcej nie powiem, bo będzie o tym w następnym wpisie. :)

      Usuń